niedziela, 24 stycznia 2016

Dopij kawę. Ruszaj z nami.*



Sobotnie styczniowe wczesne popołudnie. Trochę prószy, pogoda na przemarsz przez miasto nie najgorsza. I chociaż na pewno znalazłoby się kilka alternatywnych pomysłów na spędzenie tak zwanego dnia wolnego, wybór w postaci kolejnej manifestacji KOD jest dość oczywisty. 

 

Język patriotyzmu został w Polsce zawłaszczony na długo zanim do władzy doszedł PIS. Zaanektowali  go kibole i środowiska radykalnie prawicowe. Znacznej części ich ekspresji patriotycznej nie podzielam, więc i prawdziwą Polką w rozumieniu, które stało się ogólnie przyjęte, przez długi czas nie miałam ochoty się określać. A jednak nią jestem i się nią czuję. Zgromadzeniom KOD-u udało się odzyskać to określenie dla mnie osobiście i - jak sądzę - również dla wielu osób znajdujących się obok w tłumie. To ulga, że znów mogę nazywać się prawdziwą Polką. Tęskniłam.   

Reakcje manifestujących są głęboko wzruszające. I mowa tu nie tylko o zaangażowaniu organizatorów, których podziwiam za chęci, siłę i determinację. Chwyta za serce postawa tak zwanych przeciętnych obywateli, zwykłych ludzi, z których znaczna większość dobrze pamięta czasy PRL-u. Sposób, w jaki przeżywają zgromadzenie, energia, z jaką dzierżą swoje transparenty przymocowane do kijków nordic walking albo do plastikowych, kolorowych kijów od miotły, są dla mnie dowodem na to, że jeszcze Polska nie zginęła i nie odrętwiła nas zupełnie apatia, bierność i poczucie obojętności na wszystko poza własnym interesem. Hasła widniejące na transparentach są przede wszystkim humorystyczne, czasem ironiczne. Ale to im właśnie w duszy gra. Polska im gra. 

Średnią wieku na manifestacjach zaniżam. Odsetek rówieśników i młodszych niewielki. Każdy ma coś do zrobienia w sobotę, w styczniu, w życiu. Ci, którzy przychodzą, też mają, ale silniejsze jest poczucie, że jest coś ważniejszego, coś, czego nikt za nich dzisiaj nie zrobi. Każdy ostatecznie bierze udział za siebie i dla siebie, ale ważna jest obecność każdej pojedynczej osoby. Dzisiaj, teraz i dlatego, że można. Uszanujmy fakt, że mamy prawo do zgromadzeń i korzystajmy z niego. Dopóki je mamy. 

Struktury KOD-u stworzyły się spontanicznie. Są wewnętrzne problemy, tarcia, ale nikt tu nie jest specjalistą od zarządzania tego typu organizacją. Jej funkcjonowanie i rozwój to proces, który nie może objeść się bez potyczek i nauki na własnych błędach. Tak jak każda inicjatywa, również KOD ma swoją dynamikę, powstaje na fali entuzjazmu, ulega transformacji, pojawiają się rozłamy, przyszłość jest niewiadoma. Wiadomo natomiast, że zostało zrobione już bardzo dużo, nie zmarnujmy tego. Nie oddawajmy pola, bo odzyskanie go będzie bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. A jeśli tak się stanie, pozostanie nam to, co Węgrom, zazdroszczącym nam teraz mobilizacji społecznej, która u nich nie nastąpiła. W efekcie mogą się już tylko przyglądać poczynaniom Orbàna ze smutkiem i rezygnacją. Sprawy zaszły za daleko, szanse na zmianę małe.  

Ostatnio przyjaciółka mieszkająca w Wielkiej Brytanii zapytała mnie co takiego się dzieje w Polsce, że nawet jej rodzice, którzy nigdy nie angażowali się w politykę, wychodzą na ulice. Ja też należę do osób, którym z megafonem nie do twarzy i które umiarkowanie czują się w skandującej hasła grupie. Mimo to wychodzę po raz pierwszy z przekonaniem, że warto, że trzeba, że to ważne. I nie chodzi tu o brak akceptacji dla decyzji znacznej grupy wyborców, która poparła PIS, tylko o poczynania partii rządzącej w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Dostali mandat zaufania, niech rządzą. Ale mi prawo do zgromadzeń pozwala na manifestowanie wątpliwości i niezadowolenia. I z tego prawa korzystam. 

Udział w manifestacji KOD-u to jak podłączenie się do gigantycznego akumulatora. Choć nie brak niepokoju, lęku, oburzenia i haseł krytykujących poczynania rządu, zdecydowanie brak  jakichkolwiek przejawów chamstwa i nawoływania do nienawiści.  Jest przede wszystkim pogoda ducha, żarty i śmiech. To z pozytywnego ładunku ludzie czerpią najwięcej siły. Jeśli popieramy, bierzmy udział w sobotę, w styczniu, w życiu. Nikt tego za nas nie zrobi.  


[*] Jedno z haseł, które pojawiło się na manifestacji KOD-u w Szczecinie 23.01.2016 na wysokości Alei Fontann.

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajny blog. Chciałbym zaglądać tu częściej. W jaki sposób mogę zasubskrybować Twojego bloga? Nigdzie nie widzę takiej możliwości. A odnośnik na samym dole "Subskrybuj: Posty (Atom)" powoduje otwarcie się strony z jakimś chaotycznym zbiorem różnych słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło. Zapraszam. Coś poprzestawiałam w ustawieniach i poprosiłam dwie osoby o sprawdzenie opcji "Subskrybuj: Posty". U obu działa, tzn. otwiera się okienko, które daje możliwość wybrania miejsca subskrypcji sugerując np. dynamiczne zakładki. Proszę spróbować raz jeszcze. Jeśli nie będzie działało, poproszę o sprawdzenie ustawień jakiegoś specjalistę od blogspota. Pozdrawiam!

      Usuń
    2. PS. Dodałam kilka fantastycznych blogspotowych gadżetów w prawej kolumnie pod archiwum. Mam nadzieję, że to ułatwi sprawę.

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo, gadżety pomogły :)

      Usuń
  2. https://picasaweb.google.com/lh/photo/CkCsbbRh4Mzy8gjnY2kzxDrNzz3M_baz5LAZKlgcKpQ?feat=directlink
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki. Oczywiście. Szef dyplomacji był pierwszy. Jego myśl przechwycił ten znany, wybitny tłumacz na zdjęciu. :) Ja również jestem przekonana o historycznym wymiarze tego określenia. ;) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń