wtorek, 11 października 2016

O plusie niebycia emigrantem.

Fot. J. Szczepanik


Przed kilkoma dniami dostałam pocztą dwie zamówione książki. Bajaniem Rafała Malczewskiego o Zakopanem dwudziestolecia międzywojennego w „Pępku świata” zachwyciłam się w 2011 przygotowując wykład o Zofii Stryjeńskiej. Wtedy pożyczyłam egzemplarz z biblioteki, a później obiegłam antykwariaty, żeby mieć własny. Bez sukcesu. Okazuje się, że kilka miesięcy po moim nagłym zainteresowaniu i równie nagłym spadku zainteresowania, „Pępek” został wznowiony. 



O książce Angeliki Kuźniak poświęconej Stryjeńskiej słyszę już od wielu miesięcy. Dobrze, że ktoś to wszystko zawarte w wielu różnych opracowaniach i w dziennikach samej „księżniczki polskiego malarstwa” (a pewnie i w innych źródłach) pozbierał do kupy – myślałam. Nie zdążyłam jeszcze dojść do połowy lektury, a tu dociera do mnie informacja o spotkaniu z Kuźniak w Szczecinie w najbliższą sobotę celem promocji i poczytania fragmentów. 


Wracając, zachodzę do biblioteki pod domem. Nie powinnam, bo sterta do czytania piętrzy się na biurku, a oprócz tego trzeba jeszcze przecież pracować. Ale jednak wchodzę, na moment. Ściągam z półki Eda Vulliamego reportaż o Bośni, bo „Ameksykę” uwielbiam i znam już prawie na pamięć. Z półki Top bez większego zastanowienia biorę „Polska odwraca oczy” Kopińskiej. Dobrze wypromowana albo okładkę żółto-szarą po prostu zapamiętałam. Później zauważam „Wniebowzięte. O stewardessach w PRL” Anny Sulińskiej. Chyba w „Książkach” o tym czytałam, albo gdzieś indziej. Kolejna propozycja Czarnego, którą chętnie przeczytam ale raczej nie kupię, pomyślałam, bo ileż można kupować tego Czarnego… człowiek by poszedł z torbami. Wzięłam.


Wychodząc, widzę plakat, że spotkanie autorskie z Sulińską w piątek. Całe szczęście, piątek mam wolny. W ubiegły wtorek na rozmowę z Jackiem Hugo-Baderem o najnowszej „Skusze” przyszłam mocno spóźniona. Sala nabita, chwilę postałam w przejściu. Akurat mówił o naszej polskiej mentalności peerelowskiej, że wszyscy ją mamy, bez względu na to, czy sobie to uświadamiamy, czy nie. Podał taki przykład, że sam coś czasami wynosi z redakcji. I że w sumie wstyd jak cholera.