Fot. J.Szczepanik. |
niedziela, 21 lutego 2016
wtorek, 16 lutego 2016
Jak nas widzą, czyli Polska w ratingach.
By Kürschner (talk) 11:40, 8 February 2016 (UTC) - Own work, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=46857879 |
Polska pod butem Kaczyńskiego. Tak sytuację w naszym kraju komentuje artysta Jacques Tilly w swojej karnawałowej instalacji na ulicy Dusseldorfu. Ten wizualny komentarz jest dobrym pretekstem, żeby zrobić mały przegląd tego kto i jak nas widzi. Czy docierająca, zarówno drogą oficjalną, jak i w postaci niewiążących opinii, krytyka polskiego rządu to „wtrącanie się w nasze wewnętrzne sprawy”? A jeśli tak, to gdzie przebiega granica między tym, co wewnętrzne i tym, co zewnętrzne?
Debatę dotyczącą praworządności w Polsce w styczniu podjęła Komisja
Europejska. Agencja Standard and Poor’s obniżyła nam ocenę wiarygodności
kredytowej, a Amnesty International poszukuje specjalisty do spraw polskich. I
choć w rankingu Freedom House nadal pozostajemy wysoko, znaleźliśmy się na
dodatkowej liście państw, którym należy się szczególnie przyglądać w 2016 roku.
Co to oznacza dla przeciętnego obywatela i czy warto się tym przejmować?
Komisja Europejska w styczniu uruchomiła wobec Polski procedurę,
które celem jest kontrola praworządności. Procedura ta, zwana także umożliwieniem
dialogu, wprowadzona została po raz pierwszy. Komisja wypracowała ją w 2014
roku, po przejęciu na Węgrzech władzy przez Victora Orbána. Po styczniowej debacie w europejskim
parlamencie, proces uważnego przyglądania się Polsce został wstrzymany w
oczekiwaniu na raport Komisji Weneckiej, organu Rady Europy. Opinia ta ma być
niewiążąca. Zatem nawet jeśli wynik nie będzie dla rządu polskiego korzystny, prawdopodobnie
Unia, nie posiadając zgody wszystkich państw członkowskich, i tak nie będzie
mogła zastosować wobec Polski żadnego rodzaju sankcji. Choć jeśli raport
stwierdzi uchybienia, pozostanie zapewne nie tylko niesmak.
W Komisji Europejskiej Polska na cenzurowanym jest po raz
pierwszy, ale w raportach Amnesty International, międzynarodowego ruchu działającego
na rzecz ochrony praw człowieka i obywatela, znalazła się kilkukrotnie. W
ostatnich latach przedmiotem jego zainteresowania stały się między innymi więzienia
CIA i raport dotyczący dyskryminacji w polskich szkołach. Amnesty
International, która próbuje dyscyplinować poszczególne kraje do podejmowania kroków
zapewniających prawną ochronę obywateli, wyrażała zaniepokojenie obserwując przed
kilkoma laty porządki wprowadzane na Węgrzech przez Orbána,
a teraz zdecydowanie popiera stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie Polski.
Początek roku przyniósł również obniżenie ratingu, czyli
oceny wiarygodności kredytowej według agencji Standard & Poor’s, której
zdaniem działania polskiego rządu osłabiają
niezależność i efektywność kluczowych instytucji, co skutkuje spadkiem
wypłacalności kraju. Ten rodzaj ostrzeżenia jest efektem zmiany wizerunku
Polski jako państwa o ograniczonej stabilności politycznej, którego nowy rząd otwarcie
krytykujący wartość kapitału zagranicznego, zamierza przeznaczyć na realizację
swoich wyborczych obietnic więcej, niż środki, którymi może realnie dysponować.
Skutki obniżenia ratingu odczuwalne są wyraźnie przez zwykłego obywatela nie
tylko gdy mowa o wakacjach zagranicą czy wyższej racie kredytu, bowiem słabsza
złotówka oznacza wyższe koszty życia.
Z kolei Freedom House to amerykańska organizacja
pozarządowa, która regularnie opracowuje raporty dotyczące stanu wolności
obywatelskich i praw politycznych we wszystkich krajach. Ogólnie rzecz biorąc,
sytuacja która wyłania się z tych opracowań, nie napawa optymizmem. Wynika z
nich, że jedna trzecia wszystkich państw świata to kraje „nie wolne”. Polska od
wielu lat pozostaje w gronie „wolnych”, a raport fundacji za lata 2012-2014
podkreślał bardzo intensywną działalności na rzecz
wspierania demokracji i praw człowieka. Niestety, w ostatnim raporcie nasz kraj
znalazł się również na dodatkowej liście obejmującej 10 lokalizacji. Obok Angoli,
Bośni, Demokratycznej Republiki Konga, Iranu, Nigerii, Kuwejtu, Birmy, Malezji
i Wenezueli, Polska wymieniona została jako kraj do
uważnej obserwacji ze względu na konserwatywne i autorytatywne rządy Prawa
i Sprawiedliwości (źródło: https://freedomhouse.org/blog/should-we-be-worried-about-poland).
Czy naprawdę powinno nas to martwić? Zawsze można przyjąć
perspektywę krzywdzonej wyssanymi z placami prognozami i niesłusznie oskarżanej
o brak praworządności młodej demokracji, która usiłuje „prowadzić politykę
podniesienia się kolan”. Zawsze można stwierdzić, że Freedom House to
instytucja promująca przywódczą rolę Stanów Zjednoczonych w propagowaniu wolności
obywatelskich, Amnesty International, podobno niezbyt klarowna finansowo i reprezentująca
interesy zachodu, jedynie miewa moc prawną, a wiarygodność agencji Standard and
Poor’s podważa fakt, że przed kilkoma laty za zawyżanie ratingów została
zmuszona do zapłaty odszkodowań w wysokości 1,5 mld dolarów. Poza tym, to nie
jedyna agencja. Dwie pozostałe nie biją na alarm. Zresztą, żadna z nich nie
przewidziała kryzysu finansowego 2008 roku.
Tendencja do obrony własnego punktu widzenia i poszanowania
dla kultury własnego kraju, również politycznej, to postawa spotykana znacznie częściej,
niż jedynie w gronie prawicowych ekstremistów. W najlepszym przypadku może
przybierać kształt zdroworozsądkowej niezgody na próbę ujednolicenia i
podporządkowania Polski zachodnim, czy też jak kto woli – globalnym - wzorcom.
W najgorszym przypadku objawia się pogardą, a nawet wyraźną agresją wobec wszystkiego,
co zewnętrzne, narzucone, w przypadku Europy Środkowej i Wschodniej – Zachodnie.
Przykładem refleksyjnego sceptycyzmu jest komentarz do stanowiska
Komisji Europejskiej w sprawie Polski zamieszczony w Visegrad Insight. Vít Dostál pisze o paternalizmie
Unii Europejskiej, która niczym mądrzejszy, bardziej doświadczony i
uprzywilejowany straszy brat, daje jasny sygnał swojej władzy. „Już nie
będziemy podążać ślepo za zachodem, nie jesteśmy w 1990 roku” podsumowuje czeski
autor wyraźnie dając do zrozumienia, że jego zdaniem Polska ze swoimi
wewnętrznymi problemami poradziłaby sama. (źródło: http://visegradinsight.eu/the-european-commission-has-missed-a-good-opportunity-to-keep-silent/)
Wydaje się jednak, że zdefiniowanie pojęcia „problem
wewnętrzny”, poza tym, że jest poręczną i nośną figurą retoryczną, zawsze
stanowiło problem zewnętrzny. Dobrze pamiętamy brzmiące jak memento tytuły
rozdziałów z historii naszego kraju dotyczące ingerencji państw ościennych w
sprawy polskie. Trudno zaprzeczać faktom, ale historia to zawsze kreacja, którą
poznajemy z podręczników. Większe szanse na własne refleksje mamy obserwując
zjawiska współczesne.
Dla Miloševića sprawą wewnętrzną
była krwawa wojna na Bałkanach, dla Putina jest nią bezprawna aneksja
ukraińskiego Krymu. Łukaszenka regularnie zapowiada, że udaremni wszelkie próby
mieszania się w sprawy wewnętrzne Białorusi. W którym momencie sprawą
wewnętrzną przestała być wojna domowa w Syrii? Przykłady można by było mnożyć,
a każdy kraj, który łamie prawa człowieka, powołuje się na swoje lokalne
regulacje. Gdzie w takim razie przebiega granica między tym, co zewnętrzne i
tym, co wewnętrzne i kto ma o tym decydować?
Niepokojące sygnały na temat sytuacji w naszym kraju
docierają głównie z Zachodu. Bez względu na to czy bywają ignorowane, czy
wyolbrzymiane, prawie zawsze stanowią argument w walce politycznej. Natomiast w
kwestii czujności Komisji Europejskiej warto mieć na uwadze, że Polska z
własnej woli dołączyła do Unii. Czy zatem uzasadnionym jest traktowanie tego
europejskiego konstruktu jako bezwzględnie zewnętrznego wobec zdrowego
organizmu naszego państwa? Z pewnością błędem jest bezkrytyczne przyjmowanie
wyników badań, ocen, opinii, rankingów i raportów, ale jeszcze większym błędem
jest ich ignorowanie i polityczne zadzieranie nosa. Nie żyjemy w próżni, żyjemy
w świecie - w sieci naczyń połączonych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)