fot.: J.S. |
Szalone tempo rozwoju technologii, kryzys ekonomiczny pierwszej dekady trzeciego tysiąclecia, fala uchodźców. Azja powoli wkracza do gry. Dziura ozonowa, kurczące się zasoby surowców naturalnych, topniejące lodowce. Putin, Trump, Isis. Najwyższy czas na koniec świata.
W Hobbitonie jednak żyje się spokojnie. Na wyspach
brytyjskich w codziennych rozmowach o Brexicie słychać niewiele. Czasem tylko jakiś przypadkowy Anglik zupełnie poza kontekstem rzuci: „jesteś mile widziana, nie przejmuj się tym, co
mówią w mediach” albo „przykro mi z powodu referendum”. Choć w rozmowach z rodakami wyczuwa się, że niepokój wisi w powietrzu. Wiadomo, że zanim cokolwiek
wydarzy się na poziomie administracji lokalnych, minie kilka dobrych lat.
Tymczasem praca, życie rodzinne i spacery po wytyczonych polnych i leśnych ścieżkach
w leniwy poniedziałkowy bank holiday.
Życie toczy się w rytmie szant i pieśni jakby stworzonych na
cześć królowej, śpiewanych w pubach przy akompaniamencie gitar i skrzypiec.
Hobbiton żyje. Szkockie muszki gryzą zostawiając bąble rozdrapywane później
przez tydzień, angielskie osty kłują wbijając się cienkimi kolcami w ciało i
ubranie. Trzech panów w łódce (nie licząc psa) podejmuje kolejny etap swojej
rzecznej podróży po rozlewiskach Hobbitonu, za nic sobie mając sytuację
geopolityczną i wyzwania brytyjskiej administracji. Najczęściej jest mokro, ale
herbatę jakoś udaje się zaparzyć i zapalić ocalały od żywiołu wody tytoń fajkowy.
Sześćdziesięciomilionowa,
wypełniona po brzegi emigrantami zielona wyspa
nieco osiada na mieliźnie. Nikt jednak tego zauważa, bo pogoda jest
wyjątkowo dobra. Mleko do herbaty nie skwaśniało. Barki bez odrobiny niecierpliwości
czekają na swoją kolej przeprawy, żeby kontynuować podróż w górę rzeki. Ich
właściciele i najemcy z pobłażaniem spoglądają na nas kłujących się kolcami i
pokrzywami, żeby dotrzeć do największych jeżyn rosnących przy ścieżce nad
wąską, regularnie płynącą rzeką. Lato stulecia. Czas na koniec świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz