czwartek, 26 maja 2016

Člověk by chtěl být gigantem




fot. J.Szczepanik


Chłód gospody U Kalicha przyjemny po tym mieście, w którym człowiek, jak w Hiszpanii, przemyka cieniem. Knedliki jadał tu podobno Vaclav Havel i Jacques Chirac, a Szwejk stworzony przez Haška umawiał się na piwo. U Kalicha, po wojnie, o 6. wieczorem. 


Przydymione światło żyrandoli i pożółkły od dymu sufit hali z drewnianymi stołami, na których stoją duże szklane popielniczki. Na ścianach przesiąkniętych historią klimatyczne rysunki z tekstami z Haška. Tylko disco z lat 90. jakby z innego świata. Starszy brzuchaty kelner, z którym nie można dyskutować co do wyboru jednego z pięćdziesięciu wolnych stolików, wygląda jakby pamiętał czasy Szwejka. Wyraźnie czuć atmosferę absurdu, jaka towarzyszyła zmobilizowanym do carskiej armii przeszło sto lat temu. Člověk by chtěl být gigantem, a je hovno, napisano na ścianie.


Istnieje autobus, który jedzie z Pragi do Nysy. Wyrusza ze stolicy codziennie o tej samej porze i po sześciu godzinach jest na miejscu. Po kolejnych kilkunastu dociera do punktu docelowego, którym jest Kołomyja na Ukrainie. Wszystko to wygląda dość logicznie, dopóki człowiek nie zechce udać się w przeciwnym kierunku. Wtedy autobus przeistacza się w tajemniczy byt, który pojawia się jak widmo, a wcześniejszy zakup biletów jest absolutnie wykluczony. Jedna z pań w biurze przewoźnika pomogła mi zrozumieć ten fenomen. Wyjaśniła uprzejmie po czesku, że to z powodu polsko-ukraińskiej granicy. Margines oczekiwania w miejscowościach znajdujących się na trasie do Pragi to pięć do dziesięciu godzin. Ale nie, podróżni nie pozostają zdani na samych siebie. Pomyślano i o udogodnieniu. Jest nim zapisany na kartce w biurze przewoźnika numer telefonu do P. Špaćka. Po prostu dzwoni się do P. Špaćka i licząc na posiadanie jakiegoś wspólnego z P. Špaćkiem języka obcego, ustala się aktualne położenie autokaru i planowany czas przyjazdu do Nysy.


W naszej wygodnej Europie odzwyczailiśmy się od paszportów i trudnego do przewidzenia czasu oczekiwania na granicy. Swoją drogą, strach pomyśleć, co stałoby się z tymi wszystkimi pracowitymi celnikami polskimi i ukraińskimi, gdyby nagle zlikwidowano im granice. To byłby koniec. Rozczarowania, złamane kariery, depresje. Reakcja jednostki na odebranie jej często jedynej władzy, jaką posiada. Groza po prostu.


I zjeżdża stopniowo z krzesła opuszczony Szwejk z masy papierowej przycupnięty przy nieużywanej szafie grającej specjalnie dla turystów w gospodzie U Kalicha. I do głowy by mu nie przyszło, że niespełna 100 lat później tak się cała ta Europa Środkowa przeorganizuje. Člověk by chtěl být gigantem, a je hovno.






Wpis dedykuję mojej kochanej Mamie, która chętnie wybrałaby się do Pragi, ale trochę się waha, czy aby odnajdzie z P. Špaćkiem wspólny język.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz